Bitwa nad Bzurą w 1939 roku


22 września 1939 roku zakończyła się bitwa nad Bzurą, największa batalia wojny obronnej Polski w 1939 roku. 

Armia „Poznań” pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby, mimo początkowych sukcesów, nie zdołała zatrzymać oddziałów niemieckich idących na Warszawę.

Miasto Sochaczew dzięki swemu położeniu ok. 50 km na za-chód od Warszawy, stanowiło strażnicę obronną strzegącą przeprawy przez Bzurę i było ważnym punktem strategicznym
w działaniach wojennych, a także w Bitwie nad Bzurą.

Bohaterowie walk o wolność i niepodległość Ojczyzny z armii „Pomorze” i „Poznań” starali się wykonać niewykonalny w 1939 roku obowiązek obrony Polski przed niemieckim najeźdzcą.

Bitwa nad Bzurą była największą i najbardziej krwawą bitwą Polskiego Września 1939 roku i przeszła do naszej historii jako największa bitwa w dziejach oręża polskiego, okrywając jej 

uczestników nieśmiertelną sławą.  Na polu chwały poległo około 17 tys. polskich żołnierzy, 50 tys. zostało rannych, 100 tys. wzięto do niewoli.

Pamiętnik dokumentem historycznym

Kpt. Antoni Sygnarek był od wiosny 1938 roku, dowódcą 5. kompanii strzeleckiej II batalionu w 18. pułku piechoty w Armii „Poznań”, która walczyła w bitwie nad Bzurą. Mobilizacja kompanii nastąpiła już 23 marca 1939 roku.

Losy mojego ojca, zarówno podczas wojny, jak i podczas jego pełnej przygód podróży powojennej w poszukiwaniu rodziny mogłyby być scenariuszem do filmu patriotyczno-przygodowego. Zanim to nastąpi, będę się starać o wydanie książki na podstawie jego wspomnień – pamiętnika, który na moją prośbę spisał w 1972 roku.

W zasadzie pamiętnik ten można by wydać w oryginalnej wersji, jako że charakter pisma ojca jest tak samo czytelny jak elektroniczna czcionka Times New Roman. Opisy walk opatrzone są ilustracjami i mapami, które ojciec sam rysował, a dokładność opisu ruchów dywizjonu, sytuacji i wydawanych komend jest zaskakująca.

Ojciec, z zamiłowania historyk, był wielkim patriotą. Uczył mnie historii prawdziwej, nie takiej, której nas uczono w szkole. Nie tylko wychowanie jakie mi dał, ale także jego słowa, jakie skierował do mnie na pożegnanie przed moim wyjazdem do Szwecji ukształtowały mój patriotyzm.

– Jak w kościele śpiewasz …Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…, pamiętaj że „wolna” to także „niepodległa”, o którą walczyłem ja, moi bracia, Twój dziadek i wuj. Nawet mieszkając w Szwecji, pozostań polską patriotką, kochaj swój kraj, jego historię i tradycje.

Jego słowa były i są dla mnie wyznacznikiem polskiej tożsamości narodowej i jestem Mu wdzięczna za to, że tak właśnie mnie ukształtował.

Wybrane urywki ze wspomnień kpt. Sygnarka

Wspomnienia kpt. Sygnarka z pierwszych tygodni wojny zostały wydane w Roczniku Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.

Beznadzieja zadania

W mieście są Niemcy, strzelali do mnie z drugiego brzegu, most wysadzony, stanowiska trzeba zdobywać, moja kompania nie ma amunicji.

Ja też nie mam, powiedział bezbarwnie major i ruszył w stronę mostu drogowego, który złamany w środku na kształt szeroko rozwartej rzymskiej piątki szpicem jej tkwił w rzece. D-cy kompanii poszli do tyłu do swych kompanii.

Ostatnia nadzieja na piątą jednostkę ognia rozwiała się się ze słowami „Ja też nie mam”. „Wszystko wiecie”.

Co ja wiem? Marsz z powrotem na stanowiska. 

Stoję przez chwilę, ciemno w oczach i w mózgu, zadanie jest, środków nie ma, amunicji nie ma, d-cy baonu też właściwie nie ma. 

Zdobywać Sochaczew bagnetami poprzez Bzurę – to szaleństwo, to koniec.

Dwieście kilkanaście par oczu żołnierzy wpatrzonych we mnie.

Z podwórka zagrody wyszedł sierż. Skórka, też patrzy na mnie. Most wysadzony, tabor nie przejdzie, podałem mu rękę, nie wiem czy na pożegnanie, czy jako podziękę za dobrą jego służbę.

Dwieście kilkanaście par oczu patrzy. Co im powiedzieć? A jak odpowiedzą: Nie…?

Do niewoli niemieckiej ojciec dostał się w momencie kiedy starał się uratować ciężko rannego jednego ze swoich żołnierzy.

…Przerwałem opatrywanie, już mu opatrunek niepotrzebny. Czuję dotyk dwóch bagnetów po obu stronach pleców. „Marsch, schnell, alles tot” powiedziano z tyłu. Po półgodzinnym marszu doprowadzono mnie do namiotu, z którego wyszedł władczy
sztabsfeldfebel i zarządził:

 „Hans, Franz und Johann, zaprowadzić w krzaki i rozstrzelać”. „Jestem oficerem i mam prawo być skontaktowany z oficerem”. „Żadnego prawa, ty polski bandyto” odrzekł.

Dotknięcie bagnetów, a może luf karabinowych – rozpoczął się mój marsz ku krzakom odległym o kilkadziesiąt metrów. 

Kilka metrów przed krzakami rozległa się komenda: „Stój”
i następna: „W tył zwrot”. 

Sądząc, że będą strzelać do mnie z przodu, obróciwszy się, zamknąłem oczy. Otworzyłem je, gdy padła komenda: „Marsz”. Ujrzałem obok namiotu samochód dowódczy, a obok namiotu stojącego oficera machającego ręką na znak powrotu.

…Przesłuchujący mnie podpułkownik niemiecki we wszystkich rubrykach leżącego przed nim podłużnego formularza postawił poziome kreski, zaś w uwagach napisał kilka wierszy pismem gotyckim. Choć gotyk był mi znany, nie zdołałem z przeciwnej strony stołu przeczytać, co pisał. Przeczytałem tylko ostatnie słowo: „verdachtig”, co znaczy podejrzany. O co podejrzany? Nie wiem. Chyba o polskość.

Wspomnienie

Przykro, że czas zatarł nazwiska. Nie zatarł 2 nazwisk: ppor. Wałęzy Ignacego i sierż. Skórki Józefa (?). 

Od pierwszej chwili po przybyciu do kompanii dali się poznać jako wzorowi żołnierze-dowódcy. 

Nie zawiedli do samego końca. Nie będzie to przechwałką, gdy powiem, że w baonie najtrudniejsze zadania przypadały 5 kompanii, w kompanii do tych zadań nadawał się ppor. Wałęza. 

Nigdy też nie zawiódł w ciężkich sytuacjach, a w Sochaczewie, choć miał pozostać za Bzurą, poszedł z własnej woli do beznadziejnego i krwawego szturmu, wykazując wielką odwagę – sierż. Skórka Józef.

Nie wiem, gdzie obydwaj są i czy w ogóle żyją. Ja, jako ich bezpośredni dowódca kompanii, w wyobraźni swojej zawiesiłem na ich piersiach order Virtuti Militari.

W ubiegłym roku byłem w Sochaczewie i odwiedziłem miejsca walki 5 kompanii, a na cmentarzu pod pomnikiem poległych ok. 4000 żołnierzy września, klęknąwszy, oddałem mój hołd, prosząc cienie moich żołnierzy by mi wybaczyli, że nie jestem z nimi; nie moja to wina, ani zasługa.

Naród, który traci pamięć, traci sumienie

W czerwcu 2018 roku zostałam zaproszona do wzięcia udziału w uroczystości obchodów Święta 38 Dywizjonu Zabezpieczenia Obrony Powietrznej im. mjr Feliksa Kozubowskiego w Sochaczewie, gdzie na terenie jednostki wojskowej została otwarta Sala Tradycji, w której uhonorowano mojego ojca. W gablocie pamięci w Sali Tradycji znaleźli się: mjr Feliks Kozubowski, kpt. Antoni Sygnarek, ppor.  Ignacy Wałęza.

Z rąk dowódcy dywizjonu otrzymałam pamiątkową statuetkę, a niezapomnianym przeżyciem była możliwość spotkania członków rodziny ppor. Ignacego Wałęzy, który walczył pod Sochaczewem.

Autor tekstu: TERESA SYGNAREK

+ There are no comments

Add yours