Redakcja Polonia Nowa – Sława Schmelich


Chcemy naszym czytelnikom przedstawić członków redakcji Polonia Nowa. Osoby, które większość z Was zna tylko z podpisów pod tekstami w naszym kwartalniku. W każdym kolejnym numerze będziemy przedstawiać kolejną osobę, a zaczynamy od najświeższego narybku – SŁAWY SCHMELICH, którą serdecznie witamy w naszej redakcji.

POLONIA NOWA: Może zacznijmy od tego jak się znalazłaś w Szwecji?

SŁAWA: Do Szwecji przyjechałam w 1994 roku, z bratem i mamą, która wyszła za mąż za Polaka mieszkającego w Szwecji. Landskrona była pierwszym moim miejscem pobytu i to co mnie zaskoczyło wtedy w Szwecji to brak różnorodnych reklam przy drogach. Byłam wtedy bezpośrednio po maturze i oczywiście pierwszym krokiem była nauka szwedzkiego, czyli rok na SFI, (svenska för invandrare). Potem „nostryfikacja” polskiej matury, czyli nauka na Komvux żeby zaliczyć dwa przedmioty, angielski i szwedzki.

PN: Miałaś już wtedy drogę otwartą na studia wyższe?

S: Tak nie do końca. Potem musiałam jeszcze zaliczyć tzw. teknisk basår, czyli rok przygotowawczy do studiów technicznych. Do-piero po tym dostałam się na 3-letnie studia w Malmö Högskolan, na kierunek Grafisk teknik i medieproduktion czyli technika graficzna i produkcja medialna. Po obronie pracy dyplomowej pt. Profilowanie firmy na rynku otrzymałam tytuł högskoleingenjör, czego polskim odpowiednikiem jest chyba technik inżynier.

PN: Czyli z zawodu jesteś grafikiem, robiłaś już kilka ilustracji do naszej gazety do serii o świętach nietypowych, czy pracujesz
w swoim zawodzie?

S: Można powiedzieć, że poznawałam zawód od podszewki, bo bezpośrednio po studiach zaczynałam jako drukarz i operator maszyny drukarskiej. Pracowałam także jako sprzedawca
i prowadziłam filię drukarni w Malmö. Tam bylam tylko ja i drukarz. Teraz pracuję w drukarni jako technolog przygotowujący pliki do druku, od pomysłu do layoutu i gotowego produktu.

PN: Masz bardzo nietypowe i bardzo ciekawe hobby. Kolekcjo-nujesz lalki Barbie i szyjesz dla nich ubrania. Skąd taki pomysł?

S: Wiąże to się z moim dzieciństwem w Polsce w czasach komuny. Bardzo chciałam mieć lalkę Barbie, ale można ją było dostać jedynie w sklepach Pewexu albo w Baltonie,
gdzie można było płacić tylko dolarami lub specjalnymi bonami towarowymi, a był to luksus trudno dostępny dla przeciętnego zjadacza chleba. Moja mama wiedziała jak bardzo pragnęłam mieć Barbie i mając 11 lat dostałam
w prezencie lalkę , ale inną – Fleur. Mama mi powiedziała, że wybrała tę, bo jej się podobała buzia lalki.

Moją pierwszą Barbie kupiłam po kilku latach w Szwecji i powoli zaczęłam je zbierać i szyć dla nich ubranka. Potem przyszły na świat dzieci i lalki wylądowały w kartonie na strychu.

Kilka lat temu koleżanka zmobilizowała mnie, żeby wrócić do mojego hobby i kolekcja zaczęła się stopniowo powiększać. Nie jest ona tak obszerna jak innych kolekcjonerek, ale liczy ponad 100 lalek.

PN: Jesteś także fotografem i robisz zdjęcia swoim lalkom przeważnie w przyrodzie lub na tle znanych budynków. Żeby zdjęcia były tak realistyczne i proporcjami dopasowane do wielkości lalek musisz chyba zniżyć się do poziomu lalek. Jak wygląda taka sesja fotograficzna?

S: Żeby zrobić zdjęcie, które będzie wyglądało realistycznie, no cóż, muszę położyć się na ziemi i tak fotografować moje lalki, żeby uzyskać odpowiednią perspektywę i proporcje. Przechodnie często reagują ze zdziwieniem widząc mnie leżącą z aparatem fotograficznym. Jeden z przechodniów zrobił mi zdjęcie, które trafiło na Facebook i odezwały się gazety lokalne, które zrobiły reportaże na temat mojego hobby.

PN: Miałaś już wtedy swoje konto na Instagramie i brałaś udział w międzynarodowym projekcie z przechodnią parą dżinsów Barbie. Na czym polega ten projekt?

S: Projekt „Traveling Doll Pants” czyli podróżujące spodnie lalki rozpoczął się w 2020 roku w Polsce. Polega on na tym, że ta minia-
turowa para dżinsów przekazywana jest do osób, które robią zdjęcia lalkom Barbie na całym świecie. W danym kraju zdjęcie robione jest właśnie w tych dżinsach na tle charakterystycznych budowli w mieście zamieszkania fotografa. Dżinsy przesyłane są potem do kolejnego kraju. I tak zawitały do mnie, do Landskrony, a były już w wielu krajach, m.in. w Australii, Portugalii, Rosji, USA, Finlandii, Kanadzie, Japonii.

PN: Szycie takich małych ubranek to nie lada wyzwanie, chyba nie można tego robić posługując się maszyną do szycia?

S: A jednak tak. Szyję na maszynie i chociaż kupuję także dodatki w firmie Mattel, która produkuje Barbie, to mam zasadę, że na każdym zdjęciu minimum jedna część ubrań ma być mojej produkcji.

PN: Dziękujemy za wywiad i jeszcze raz: witaj w naszej redakcji.

S: Cieszę się, że mogłam dołączyć do grona redakcji. 

 

Zdjęcia © Sława Schmelich – mydollyclothes

Lalki Sławy można podziwiać na jej koncie   https://www.instagram.com/mydollyclothes/